– Myślałem, że stamtąd wyjadę i zacznie się inne życie, lepsze, nie takie jak wtedy – powiedział mi kiedyś znajomy – Po jakimś czasie odkryłem, że życie jest, jakie jest. Po prostu. Gdzie indziej nie było inne.
Zasadniczo wiele problemów – i tych psychicznych, i takich ogólnożyciowych – bierze się z braku kontaktu z rzeczywistością. Albo jeszcze inaczej: kontakt z nią jest, lecz nie ma na nią zgody. Nie chcemy się zgodzić na to, co obiektywnie istnieje. „Nie może być aż tak źle”, „z pewnością nie mam problemu”, „ona się przecież zmieni, jak tylko to zrozumie”, „skoro tego chcę, to musi się przecież udać”, „przyszłość będzie lepsza”. Lub – w moim przypadku – „posiedzę miesiąc w domu, pandemia szybko minie”. Nie minęła i pewnie długo tak się nie stanie. Tak samo jak marzenia mogą się nie spełnić, a ludzie nie zmienią się sami z siebie. I w życiu czasami faktycznie jest źle, w dodatku nie zawsze z naszej winy.
Co jednak z teraźniejszością? Mówi się sporo o tym, że pandemia kładzie się na społeczeństwa traumą. To fakt, nic więc dziwnego, że tendencje są takie, iż zaburzenia psychiczne się nasilają. Dla przykładu – w depresji dużą część energii może pochłaniać trzymanie się tego, że przecież powinno być inaczej. Aby się od tego uwolnić, konieczna jest akceptacja i przepracowanie żałoby. Żałoby po stracie – od marzeń po jakąś wizję świata. A jakiś świat nam się w 2020 rozpadł. I globalnie, i na polskim gruncie. „Przyszłość będzie tylko lepsza” – no nie, sorry. Klimat mamy raczej wrogi.
Przepracuj i zaakceptuj. Rzecz jasna łatwo się mówi. W praktyce bywa to trudne. Choć akceptacja rzeczywistości to także zgoda na to, jak było. I czego nie da się zmienić. To pełen wgląd w głupie afery, przez które rozpadły się cenne relacje. W zmarnowane szanse, z powodu których nie zrobiliśmy olśniewającej kariery. W momenty, w których postąpiliśmy dokładnie odwrotnie do tego, jak powinniśmy byli postąpić. W ważne decyzje, które się okazały nietrafione. To, co za nami, przydałoby się zaakceptować. Nie zawsze jednak to łatwe.
To miał być tekst o radykalnej akceptacji. Ponoć stanowi ona klucz do sukcesu, jeśli za sukces uznamy spokojne, spełnione życie. Narosło wokół niego dużo cennych wskazówek. Na przykład – nie warto zmieniać tego, na co nie mamy wpływu. Ale czy w Polsce 2021 faktycznie powinnam polecać to jako cel? Tę słodką zgodę na to, że jest jak jest? „Takie jest życie”, „ludzie są tacy”, „politycy kradną”, „wszyscy tak mają, co się dziwisz”, „taka już jest Polska, wymiana traum 24/7”. Tak już jest – mnie osobiście trudno to zaakceptować. Czasem nie sposób się nie zdziwić, że coś odbiega od tego, które „być powinno”. Że życie odbiega od wyobrażeń. I wciąż jednak, choć to takie niezdrowe, wciąż wierzę, że czasem trzeba walczyć o pewne idee, choć bywa to z góry przegrana walka.
Zasadniczo wiele problemów zdrowotnych bierze się z braku zgody na rzeczywistość. Ci, którzy się nie zgadzają, miewają depresję. Miewają też jednak siniaki, trafiają do aresztów i na sale sądowe. Coraz częściej. „Ona się przecież zmieni, jak tylko to zrozumie” – trwamy w toksycznym związku z naszą własną ojczyzną. A ona i owszem, zmienia się, tyle że na coraz gorsze. To miał być tekst o akceptacji i o tym, by nie walczyć z wiatrakami. I w życiu, i w swojej głowie. Lecz gdyby wszyscy przyjęli taką strategię, nie byłoby komu zmieniać świata.