Że zbił mnie z tropu – mało powiedziane. Bo kochać to jedno. Ale się tak przyznać? Kiedy patriotyzm zawłaszczyli ludzie, którzy plują nienawiścią? W kraju, gdzie łatwiej szydzić, byle się nie odsłonić? Gdzie tak realnie naprawdę jest na co narzekać? Odkryłam ten napis w drodze do warzywniaka.
Ale, myślę sobie, właściwie czemu nie. Czy naprawdę politycy będą mi w stanie zabrać tę miłość? Tę miłość do domów z czerwonej cegły, która to cegła na wschodzie przechodzi stopniowo w pastele, w kremowe i jajecznożółte tynki? Miłość do tego chaosu natury, co wkrada się między bloki, za którym tęskniłam w Holandii – tak nudnej, bo od linijki? Czy politycy są w stanie wymazać tę miłość do – dajmy na to – obrazów Boznańskiej albo (no sorry) niektórych piosenek Piaska? Do ludzi, książek, do smaków, zapachów, widoków i słów?
Dziś myślę o moim sąsiedzie z Sadyby. „Nasza kochana Polska”. Tak sobie napisał na drzwiach. I jak to być musi – machnąć to na garażu, znieść ciężar takiego wyznania, tych wszystkich wątków, co wokół tego się kłębią – to jest w dzisiejszej Polsce odwaga!