Czy warto jechać do Macedonii? Podejrzewam, że niewiele osób zadaje sobie to pytanie. A szkoda! Bałkany to dla wielu jedynie tajemnicza Albania, którą powoli zabudowują tandetnymi hotelami. To nie tylko szykowny Belgrad, gdzie wciąż można palić w kawiarniach. A już z pewnością nie zatłoczona Chorwacja i jej turkusowe zatoczki. Co z tą Macedonią? Ma w sobie to coś. Prowincjonalną dzikość.
Ten niepozorny kraik nigdy nie miał lekko. W czasach socjalistycznej Jugosławii był biedną republiką, taką wiejską kuzynką silnej, przemysłowej Serbii. Następnie wcale nie było lepiej – spór z Grecją o nazwę dopiero w tym roku znalazł sensowne rozstrzygnięcie. Wcześniej w anglojęzycznej literaturze kraj figurował jako dziwaczne FYROM – Dawna Jugosławiańska Republika Macedonii, dla odróżnienia od Macedonii jako regionu Grecji. O tamtej Macedonii, a dokładnie jej stolicy, Salonikach, z pewnością jeszcze kiedyś napiszę, bo tu wrażenia nie były już takie pozytywne…
Wróćmy jednak do naszej wiejskiej kuzynki. Z jednak strony motyw odwiecznych konfliktów z sąsiadami może nam się wydać znajomy. Ale jednak nie. Bo jednak, wiecie, Rosjanie nie wpierają nam, że polski to jest jakiś wschodni dialekt języka rosyjskiego. W przypadku macedońskiego tak właśnie robią Bułgarzy. Dodajmy do tego jeszcze rozbieżność interesów macedońskiej większości (chrześcijanie) i muzułmańskiej mniejszości albańskiej. Mieszakan wybuchowa. Nic dziwnego, że ból tej egzystencji, głód jasnej tożsamości mogła załagodzić budowa Disneylandu. Pardon, „odbudowa” zabytków w Skopje, kolumienek, pomników. Aleksander Macedoński i spółka. Robi to duże wrażenie. Tym bardziej, że Skopje tak dobrze się nadawało – prawdziwe zabytki runęły w trzęsieniu ziemi w latach siedemdziesiątych. Jak wygląda stolica kraju poza ścisłym centrum? Najbardziej przypominała mi chaos urbanistyczny Bemowa. Tylko takiego Bemowa w wersji obłupanej, przaśnego w tumanach kurzu. Były brudne elewacje, były tandeciarskie reklamy i krzaki.
Dlaczego wobec tego Macedonia jest wspaniała, dlaczego jednak warto?
Bo to kuzynka, która jest prawdziwa. Kuzynka, która ma duszę. Trafiłam tam na konferencję na International Balkan University, prywatnej tureckiej uczelni, która specjalizuje się w tematach biznesowych. Spodobało mi się na tyle, że zostałam dłużej i wróciłam po roku. Nie tylko dlatego ze względu na świetną atmosferę. Macedonia jest prawdziwa i to właśnie jest w niej piękne. Udaje tak bardzo, że nie udaje niczego. Inne powody znajdziecie poniżej.
1. Kanion Matka – więcej natury!
Na pierwszym zdjęciu widok z samolotu, poniżej – tak wyglądał z bliska. Poruszające piękno. Warto wybrać się tam w środku dnia, bo im bliżej zachodu słońca, tym gorsze widoki. Można się przejść, przepłynąć się łódeczką, wypić kawę, zajrzeć do jaskini (ten ostatni element opcjonalnie). Ze Skopje dojedziemy tam miejskim autobusem. Jak to, po co do kanionu, widziałam już wiele takich, myślałam. Nie. Ten jest wyjątkowy.
2. Skopje – zabawa i archikolaż
Dziwaczne jest to miasto, ale też fascynujące. Tak jak wspominałam. Brud i błyskotki. Trochę jak te chińskie miasta, które przypominają Paryż albo coś udają, miasta z plastiku, wzniesione w szczerym polu. Skopje gra z nami w zabytki, gra też, a jakże, w socjalistyczność. Tu i ówdzie smakowity brutalizm, choć w płachtach reklamowych i brudzie. Tak czy inaczej -warto. A jeśli zmęczy was sztuczność, wpadajcie na Stary Bazar. To albańska dzielnica w centrum, stara nie tylko z nazwy. Prawdziwa, przytulna i zabytkowa. Zabawne, że MSZ przed nim ostrzega! Jadłam tam pyszności i słuchałam muzyki na żywo. Było nawet macedońskie disco i tańce na stołach!
3. Koty
Koty są wszędzie i to jest dla mnie ogromna zaleta. Trzy najładniejsze kocie portrety poniżej.
4. Ochryda – tandetka i wielki błękit
Ostatni kot odsyła nas do miasta, które turyści cenią bardziej niż Skopje. Chodzi o Ochrydę. Choć miasto słynie z pereł i pięknej architektury, ja najbardziej pokochałam pobliskie jezioro.
Słyszałam, że Ochryda to taka bałkańska Jerozolima. Do Izraela trafiłam dopiero w zeszłym roku, nie miałam więc jak porównać. Obecnie mogę zgodzić się całym sercem: tłok, wstrętne stragany i wysokie ceny – klimat Ziemi Świętej faktycznie daje się odczuć. Ale to nie szkodzi, bo można uciec od całej turystyczności – unikajcie popularnych deptaków i kierujcie się nad jezioro. Leniwe uliczki nad wodą, zaciszne zatoczki i zieleń. I spokój. I cisza. Widoki.
Spędziłam dzień nad jeziorem z Duńczykiem, którego poznałam w hostelu w Skopje i to był jeden z najmilszych bałkańskich dni tamtego czasu. Błękit, październikowe słońce, dzikie zwierzęta (i chmara półdzikich kotów!). Woda w jeziorze krystalicznie czysta, ale uwaga – lodowata! Jednak spokój tych nadwodnych zakątków rekompensował wszystko. Ochryda po sezonie to naprawdę perła.
Zapyziała prowincja czy bałkańska perła? Macedonia to jedno i drugie. Malownicze widoki, ujmująco szpetna architektura, podróby na straganach i piękno natury, które obezwładnia. To jedno i drugie – dlatego warto.