Rok 2020 okazał się rokiem offline i praktycznie bez bloga. Po pierwsze dlatego, że skoro i tak przez Internet trzeba było robić wszystko, zaczęłam unikać dodatkowych działań. Większość wolnego czasu spędziłam na Sadybie, bardzo medytacyjnie, jednak mniej inspirująco. Plany podróżnicze zresetowały się z Iranu i Moskwy do Katowic i polskiego morza. Poza tym moje życie w wielu aspektach było mało instagramowalne – w chwilach szczęścia nie rozpraszałam się dokumentowaniem, w momentach kryzysu nie szukałam wsparcia w mediach społecznościowych. W trakcie protestów z kolei zwykle byłam zbyt wykończona, by cokolwiek wrzucać.
Najwięcej pisałam, rzecz jasna, o pandemii. Poetycko w kontekście wymuszonego spowolnienia, wspomnień fleszowych (piękne czasy: miałam wtedy nadzieję, że izolacja potrwa dwa tygodnie!), higieny psychicznej (bardzo popularny tekst, z którego jestem zadowolona), zwiększania samoświadomości oraz rekomendacji kulturalnych. Z tekstów kaukaskich opublikowałam jedynie wspomnienie o podróży nocnym do Baku. Niepokojące jest natomiast to, że napięta atmosfera represji, którą czułam w Azerbejdżanie, tak szybko zdążyła przywędrować do Polski. Co do tekstów podróżniczych, czekają gotowe na publikację, więc należy się ich spodziewać.
Co działo się w 2020? Z miłych rzeczy, które się udały, to współpraca z ING, którą wprawdzie przerwała pandemia, ale która zaowocowała wywiadem na temat psychologii finansowej i moim artykułem o zniekształceniach poznawczych. Założyłam też profil na Znanym Lekarzu, swoją stronę www i zmieniłam pracę, o dwóch ostatnich sprawach pewnie będzie więcej w najbliższym czasie. Nagromadzenie zmian spowodowało, że blog i teksty podróżnicze zeszły na dalszy plan. Delikatnie mówiąc „na dalszy plan”, bo tak realnie niewiele się tutaj działo!
Choć ostatnio na Insta jestem głównie po to, by oglądać u Niniki zdjęcia nowych zasłon, w nadchodzącym roku chciałabym wrócić do Internetu. I, rzecz jasna, do regularnego pisania. Czy raczej – do publikowania, bo pisałam sporo. Wiele tekstów było jednak zbyt osobistych, aby je gdziekolwiek wrzucać. Mam też nadzieję, że światło dzienne ujrzą dwa projekty, nad którymi pracowałam w ostatnim czasie. „Mam nadzieję”, bo – nauczona tegorocznymi doświadczeniami – już nie planuję tak skrupulatnie. Chcę po prostu dokończyć rzeczy i rozpocząć nowe, liczę, że w 2021 będzie to wreszcie możliwe. 2020 był dla mnie rokiem bardzo dynamicznych zmian. Marzę o tym, aby w 2021 nic się nie zmieniło. No, może poza kolorem ścian w mojej kuchni.
Paradoksalnie, czas izolacji nie był czasem kulturalnych uniesień. Z ważnych książek i filmów pamiętam zaledwie kilka. Wiem jednak dobrze, jaką sceną z serialu byłby mijający rok. Tą, w której główna bohaterka zalewa się łzami. Jest wściekła, to łzy bezsilności. Terapeuta powiedziałby pewnie: „widzę, że jest pani ciężko”. Jej rozmówca jest jednak tak zwanym zwykłym człowiekiem.
– Nie ma łatwych rozwiązań, dotknęłaś uniwersalnego problemu – mówi spokojnym głosem – Sama musisz znaleźć odpowiedź.
I tyle. W 2021 życzę Wam odpowiedzi.
PS. A w Szajn od dziś przeczytacie moje opowiadanie: